| Inne zimowe / Narciarstwo alpejskie
Do pewnego momentu robiłam to jako hobby. Nie zarabiałam. Myślę, że żaden zawodnik w narciarstwie alpejskim nie zarabia do chwili, w której regularnie nie jest w "trzydziestce" Pucharu Świata – powiedziała Maryna Gasienica-Daniel w rozmowie z Weroniką Nowakowską w programie TVP Sport "To zależy".
Maryna Gąsienica-Daniel była gościem programu TVP Sport "To zależy". Najlepsza polska narciarka alpejska opowiedziała Weronice Nowakowskiej o realiach uprawiania profesjonalnego sportu.
– Do pewnego momentu robiłam to jako hobby. Nie zarabiałam. Myślę, że żaden zawodnik w narciarstwie alpejskim nie zarabia do chwili, w której regularnie nie jest w "trzydziestce" Pucharu Świata. Nie ma tych zarobków wcześniej. Jeśli wskakujesz do "trzydziestki", zaczynasz zarabiać – oczywiście zarobki zależą od miejsc i wyników – przyznała szczerze zawodniczka.
– Byłoby mi trudno przejeździć cały sezon w grupie, w której jestem, gdyby nie Polski Związek Narciarski i Ministerstwo. To podstawa. Jesteśmy zawodnikami związku i na ten moment nie muszę dokładać do mojego sezonu nic. Jest to dla mnie ogromny komfort. W momencie, w którym przestajesz dokładać, a jesteś w trzydziestce, możesz mówić, że zaczynasz zarabiać. W końcu mogę powiedzieć, że to jest moja praca (śmiech) – dodała.
Jak więc układają się realia finansowe.w sporcie? – Zarabiamy pieniądze z FIS-u, a oprócz tego są sponsorzy, indywidualne kontrakty ze sprzętem. Najlepsi zawodnicy pewnie mają więcej kontraktów, ja na ten moment nie mam ich zbyt wiele – powiedziała Maryna Gąsienica-Daniel.
– Dostaję bardzo dobry sprzęt plus bonusy za wyniki. Nie mamy więc miesięcznej pensji, ale trochę tam, trochę tam, trochę tam i da się żyć. Jest to jednak stresujące. Przez lato jest stypendium, ale zarobki są zimą – zakończyła.